2011 Malta

REJS MALTA – Październik 2011

  • Data rozpoczęcia: 2011-10-08
  • Data zakończenia: 2011-10-15
  • Trasa rejsu: La Valetta-Gozo–Comino-Marsaxlokk-Vitoriossa
  • Katamarany: BAHIA 46″ nazwa: Armana ,  LAVEZZI 42″ nazwa :Lady Frida
Opis rejsu:

Przylecieliśmy na Maltę 3 dni wcześniej, po pierwsze tak nam pasowały loty a po drugie chcieliśmy pozwiedzać wyspę.Pogoda śliczna 10* róznicy na plus oczywiście pozytywnie nas nastroiła.

Podróż autobusem niestety już nowym a nie jak dawniej Leylandem z lat 50′ i dotarliśmy do swojego hotelu gdzie po kilku kwadransach negocjacji już mogliśmy zasiedlić swoje apartamenty.

Cóż, te tanie hotele mają pewne niedogodności więc trzeba być przygotowanym na wszystko ale widok z okna na hotelowe baseny z kryształową wodą jakoś nam wynagrodził początkowe perypetie.

Od środy a właściwie od czwartku jeżdziliśmy sobie autobusami i zwiedzaliśmy Maltę z jej stolicą La Valettą. Mieszanka narodowości, kultur i kolorów skóry okraszona orientalnymi zapachami z regionalnych kuchni bardzo nam się spodobała.Jeśli o kuchni to należy wspomnieć o pysznym króliku czy wspaniale przyprawionej jagnięcinie a także doskonale przyrządzone owoce morza oraz co warto wspomnieć doskonała i nie droga pizza oraz pyszne maltańskie winko.

Nasz katamaran Bahia 46″/Armana/ odebraliśmy w sobote o południu bez żadnych problemów.Nie działał jedynie wiatromierz ale miły Mike z firmy nam czarterującej przywiózł i wymienił nam na działający.

W sobotę wieczorem przeżyliśmy coś niezwykłego.Otóż na starym mieście wieczorem zostały wygaszone miejskie światła a noc rozświetliły tysiące świeczek i lampioników zawieszonych na budynkach, ulicach,placach na balkonach i w oknach domów po prostu były wszędzie.Trafiliśmy na festyn Candlelight corocznie organizowany w  Vittoriosie – miasto posiadające ciekawą historię i bogate dziedzictwo. To dziedzictwo kulturowe było prezentowane  przy świecach, wiele muzeów i pałaców w mieście było otwartych dla zwiedzających za darmo lub niewielką opłatą.Zwiedzający mogli wyruszyć na wycieczki po mieście i odkryć ukryte i ciekawe oblicza tego pięknego starego miasta przy akompaniamencie cudnej muzyki granej na kilku scenach lub przez ulicznych grajków.
Na wielu uliczkach były ustawione stragany z lokalnym rzemiosłem i sztuką. Jedzenie i wino były oczywiście obecne, dodając  romantycznej atmosfery dla miasta oświetlonego świecami.Wszystkie rozrywki przyciągnęły tysiące mieszkańców i turystów, którzy spacerowali po Vittoriosie i cieszyli się spokojnym i pięknym otoczeniem z pięknym widokiem na Grand Harbour.Przez chwilę chyba miałem poczucie  jakbym się przeniósł do jakieś pięknej baśni takie to było piękne i nierzeczywiste.

Pogoda zaczęła nam się pogarszać.W sobotę i tak mieliśmy zaplanowaną dalszą integracje tym razem na wodzie ale w niedzielę planowaliśmy już wypłynąć.Niestety wiaterek tężał i po tym jak wieczorem zerwało nam jedną z sześciu założonych cum, włączyliśmy elektronike i pomiar pokazał że w nocy z niedzieli na poniedziałek wiało w marinie około 56kt czyli 10/11B więc myśli o rannym wyjściu w morze  należało porzucić.

Wtorek okazał się łaskawszy więc około 7 rano spokojnie wyszliśmy z mariny na mocno po ostatnich dniach rozfalowane morze.Szliśmy na Gozo, wiatr niestety prosto z N więc rzeżba na motorze.

Opłynęliśmy sobie wyspę Gozo dookoła, kto nie spał ten mógł kilka ciekawych rzeczy zobaczyć.. Wieczorem marina niestety nie tania ale za to bardzo klimatyczna i wyposażona we wszystko co nam potrzeba. Fajna knajpka, dobre jedzonko,piwko i z powrotem na katamaran gdzie duszą towarzystwa został Rafał. Ta rola została  jemu już przypisana do końca rejsu, przy odrobinie inwestycji opowiadał arcyciekawe historie:) Generalnie talentów się objawiło kilka – Marcin spisał się znakomicie jako inżynier światła a Tomek „komandos” pokazał że wiele w życiu widział i te kocie ruchy nie są mu wcale obce.Dziewczyny też nie podpierały masztu więc ten wieczór na Gozo naprawdę należał do nas..

Następnie rankiem udaliśmy się nieopodal na wyspę Comino i jedną z największych jej atrakcji czyli Blue Lagoon gdzie ciepła, kryształowa woda zachęca do kąpieli a biały piasek zaprasza na wieczornego pysznego grilla.Przypadkowo okazało się że jeszcze dla własnego bezpieczeństwa można urządzić rzut kamieniem do ruchomego celu ale niestety Tomasz „komandos” nie dał nikomu szans i został najpierw kilerem a potem bohaterem.Cóż siła wiecu… Rzuciliśmy kotwicę a wieczorkiem nawet drugą i leniuchowaliśmy tam cały dzień, który oprócz wzmiankowanych przyjemności obfitował jeszcze w penetracje jaskiń przy pomocy naszego zodiaka z 5KM pod nogą oraz w konkurs skoków na główkę w którym pierwsze miejsce myślę zajęła Sybi z Tomkiem „fotografem – dzięki któremu mamy tutaj te wszystkie piękne fotki” a w kategorii na najbardziej efektowną dechę znowu Rafał :)

Nie bez kozery wspomniałem że nasz ponton miał mocny motor bo wieczorkiem Tomasz „komandos” sprawdzał dwukrotnie czy aby nie da rady przepchnąć drugiego katamaranu zaprzyjaźnionej z nami załogi. Oczywiście wszystko przypadkiem i bez żadnych szkód a po tym jak wstał i swoim językiem wyjaśnił zaistniałą okoliczność całej ich załodze która wystraszona pojawiła się na burcie został Tomaszem „kierownicą” oraz napewno ich oddanym przyjacielem.

Następny dzień to opłynięcie Malty od W, zwiedzenie Blue Grotto oraz podziwianie 200m klifów. Wieczorkiem dotarliśmy do rybackiej zatoczki gdzie stanęliśmy na bojce i po tym jak panowie uzupełnili nasze zaopatrzenie zodiakiem, wieczorek przeciągnoł się do wczesnych godzin porannych. Brylował oczywiście no kto… no Rafał!

Nazajutrz po śniadanku wyszliśmy już prosto do Vittoriosy a w zasadzie nie ponieważ najpierw musieliśmy uzupełnić paliwo w zatoce obok i tu spotkał nas niespodzianka bowiem zniknęła barka która pełni funkcję stacji benzynowej.Po zasięgnięciu języka okazało się że barka popłynęła się zatankować. Po godzince przypłynęła, zacumowała i już tankowaliśmy.

Cumowanie w Grand Harbour nie należy do przyjemnych czymś co ma 7.5m szerokości i stanąć trzeba pomiędzy betonowym nabrzeżem a stalowym y-bomem.Dzięki doskonałemu zgraniu całej naszej załogi problemów żadnych nie odnotowano. Po zielonej nocy o 4:30rano zamówiony bus zawiózł nas na lotnisko skąd bez przygód przylecieliśmy do Krakowa.

Ze swojej strony chciałbym wyróżnić wszystkich za zaangażowanie, dobry humor i świetnie zgranie co przejawiło się w takim stopniu że po raz pierwszy podczas rejsu oprócz koniecznych wacht kotwicznych nie było konieczności wyznaczać żadnych innych wacht, po prostu każdy robił to co potrafi i wychodziło znakomicie.

Specjalne podziękowania kieruje do Joli która z pomocą dziewczyn i nie tylko wspaniale nam kucharzyła a także do Rafała za całokształt:)

Przez te zaledwie kilka dni wszyscy doskonale się ze sobą zgrali, polubiliśmy się, stworzyliśmy swoją małą organizacje w celu ustalenia kwestii mających wpływ na dobro członków załogi i mam nadzieję że jeszcze będziemy mieli przyjemność ze sobą popływać. Ahoj!

Autor:Grześ

fotki: Tomek Krala , Sudár Balázs